3. i 4. dzien - przepraszam za opoznienie...
wyprawaPosted by Tomek W. Sat, July 11, 2009 09:22PMPierwsze francuskie spanko. Taki domek z modulow... pokoje jak z tej samej formy itd itp... ale przespac sie dalo ;-)

W takich miejscach wydaje mi sie ze chce sie zyc... cudnie... po prostu cudnie...

w sumie daleko od morza, jakies francuskie zadupie, ale marine maja ;-)

Dzieki Ci "google maps" (szukalem trasy trasy pieszej), dzieki Ci "bikely" serwisie specjalnie dla ludzi rowerowych, i dzieki moj kochany GPSie... doczepie jeszcze 2 kolka i motorek i moge tedy jechac...
tak w ogole to we francji duzo razy natknalem sie na ten problem... glupie palanty!a tak w Dunkierce oznaczaja trasy rowerowe... wydaje mi sie ze to jakos nie bardzo po francusku... (ten cien na dole to znany w swiecie voyeur'rzysta)

koniki ;-) szkoda ze pasa sie przy duzej drodze... jak w polandii...

taka srednia bylaby spoko... w dwie godziny przejechalem tyle co przez caly poprzedni dzien... no moze dnia ;-)
moj kochany GPS wiedzac ze nie bedzie mi sie chcialo zjezdzac ze szlaku wymyslil fortel ;-) nagle zglupial i zaczal mnie prowadzic w kolko... a jak juz uslyszalem morze, to nie moglem sie przeciaez oprzec... kochany GPS

YES!!! Kolejny etap...

a GPS swoje... znow narazil mnie na zboczenie ze szlaku

jak sie okazalo, dobrze zrobil, bo po drodze natknalem sie na sklep rowerowy i kupilem nowe okladziny do tylnego hamulca... ale sie z nich nie nacieszylem, bo niewiele dalej stracilem piaste...

wioska, czy nie wioska, ale sciezka rowerowa byc musi!

rowerzysta tez czlowiek, wszedzie dodatkowa rowerowa sygnalizacja

kolejne miasteczko a sciezka ciagnie sie dalej

i poza miasteczkami tez... tak naprawde to w calej belgi spotkalem moze kilka kilometrow drog bez sciezek rowerowych (oczywiscie nie ma ich na autostradach i bocznych wiejskich drogach)

taaa... wtedy myslalem, ze to moja zyciowka... zycie okazalo sie okrutne...

juz po polnocy a ja dalej jade...

prawie trzecia, a ja nadal... w tym miejscu gadalem sobie z wilkami... ciekawe czy tam byly...

o piatej zaczelo sie przejasniac... czyli nocke przezylem ;-)

przez cala noc nastukalem zaledwie 43 kilometry... strasznie topornie szlo... a smiesznie tez bylo w pewnym momencie ;-) ok. 5 rano klepalem sobie sms'a i sie troche zamyslilem... ocknalem sie bo sie mi nogi ugiely i zaczalem sie przewracac ;-) normalnie zasnalem na stojaco... jak kon!

a to rozwiazanie jesli droga jest za waska ;-) ta kostka nie sluzy rowerzystom, tylko samochodom, zeby mogly rowerzystow mijac i wyprzedzac ;-)

ta... tu byla kara... zatrzymalem sie na chwile i bylem pewien ze mi sie but wypnie leciutko... ale sie nie wypial... kiedy to sobie uswiadomilem, probowalem poderwac noge do gory... no i tak przez chwile ja go noga do gory a on mnie do dolu... kobieta ktora przejezdzala tuz obok wielkim traktorem az sie zatrzymala zeby zobaczyc te walke... niestety kiedy probowalem g przerzucic przez biodro, on z zaskoczenia przerzucil mnie przez rame ;-) gdyby nie, zakodowany gleboko w podswiadomosci, pad w bok, to pewnie bym sie zabil... tak myslalem na goraco... potem uswiadomilem sobie ze zdrowo przywalilem tez kaskiem... czyli glowa moglaby ucierpiec, a wieczorem, po odprawieniu czarow, spuchla mi lapa i przestalem czuc dwa palce... teraz juz tylko gora jednego, bo reszta funkcjonuje... prawie... no ale coz... kara musi byc...

tak chlopaki rozwiazuja parkowanie. pas ruchu, potem parking, a dopiero potem sciezka rowerowa. bezpieczniej ;-)

hi hi... mi sie podoba ;-)

nic wielkiego, kilka zadrapan, kawalek wyrwanego mieska ;-) na szczescie malutki kawalek ;-)

rekord zycia nie do pobicia... raz w zyciu tego doswiadczylem... jestem dumny ale wystarczy!

a tyle z calej podrozy...

zasluzony odpoczynek... znow "formule 1"...

- Comments(0)//wyprawa-po.piweczko.co.uk/#post43








