juz po...Posted by Tomek W. Thu, August 13, 2009 10:14PMGdyby ktos mial ochote sledzic moje rowerowe zabawy (jesli jeszcze jakies beda) to szukajcie uzytkownika "infotip" w serwisach bikebrother.com, bikely.com (lacza sie wlasnie z bikeradar.com), moze nawet na google maps bede zapodawal traski... zobaczymy...
Jedno jest pewne:
Blog wyprawa.po.piweczko.co.uk zostaje oficjalnie zamkniety!Tomek W.
juz po...Posted by Tomek W. Thu, August 13, 2009 10:08PMDziękuję wszystkim, ktorzy mnie wspierali przed, w trakcie, i juz po "wyprawie". Wszystkim, ktorzy wierzyli i tym, ktorzy nie wierzyli w powodzenie tego przedsiewziecia... Tym ktorzy oferowali mi pomoc... Tym ktorzy pomogli, gdy o pomoc prosilem...Skoro się już udało, to mogę wreszcie zadedykować tę wyprawę...
Dedykuję ją:przede wszystkim
Miaugosi, ktora dzielnie znosila moje przedwyprawowe fanaberie i starala sie (nawet bardziej niz ja) zrozumiec ten caly bajzel w mojej glowie a nawet znalezc na to lekarstwo, no i... byla niezastapiona w chwilach kiedy podczas wyprawy potrzebowalem zdalnej pomocy,
przede wszystkim
Zuziannie i
Nice (ostatecznie moze byc "Wera"), ktore biedne musialy dluuuugo znosic moja obecnosc w naszym wspolnym domu ;-) - mam nadzieje, ze kiedys zapomnicie jaki jestem upierdliwy,
przede wszystkim
Gońkom i tym juz
Pogonionym, którzy wraz ze mną żyli tą wyprawą, dodawali mi wiary w siebie przed, w trakcie, a nawet po, no i... też musieli mnie znosić przez ostatnie lata...
przede wszystkim moim
Rodzicom, ktorzy w skupieniu (i ze strachem) sledzili przebieg mojej wycieczki i nie pozwalali zapomniec, ze wiernie mi kibicuja ;-)
przede wszystkim
Winnetou - moj drugi wyprawowy pomocnik internetowy, dzieki przyjacielu

- i oczywiscie
Ewie, ktora wspierala, jak zwykle, rowniez Marcinka
przede wszystkim
Ani,
Ż.Ż.,
Koniowi,
Reksiowi,
Arkowi Si,
Jackowi i wszystkim ktorzy czynnie (niektórzy od początku) uczestniczyli w tworzeniu tego bloga ;-)
przede wszystkim tym
WSZYSTKIM, ktorzy byli "ze mna" w trakcie tej wyprawy...
no i oczywiście Śp.
Zbigniewowi Batko, który kiedyś popełnił "Z Powrotem"...
Dzięki Wam za wszystko...
Tomek W.
juz po...Posted by Tomek W. Thu, August 13, 2009 08:31PMTo juz ostatnia seria fotek... tak na szybko i bez specjalnego opisywania... ale mysle ze warto je jeszcze tu umiescic:
zgadnijcie czym rozni sie wies angielska od polskiej ;-) jakies inne domy, ulice, chodniki... a to naprawde byla taka wioska w srodku niczego... zadna droga krajowa przez nia nie przebiegala...
to ta niemiecka wioska, polskie mozecie ogladac czasami na zywo:



zaczynaja sie "gory" (pomiedzy muenster a hannoverem)

spanie w loehne... niemiecka wies w niemieckich gorach... ale powietrze ;-)


jeszcze raz gory:

i jeszcze raz (tym razem panoramka)

po lewej stronie to co mam jeszcze przed soba, a po prawej to co wlasnie przejechalem ;-) myslalem ze to juz koniec wzniesien...
i prawie mialem racje... gdyby nie Porta Westfalica i moj kochany GPS...

na ponizsza gore prawie sie wspialem... no moze do polowy... wtedy okazalo sie ze nie dosc iz trasa ktora chce mnie prowadzic Gipsik biegnie pod katem na oko 35-40 stopni, to jeszcze jest terenem prywatnym... innej drogi z gory nie ma, chyba ze mam ochote na kolejny ogromny objazd... pol godzinki grzebania i Gipsik dal sie zmusic do poprowadzenia mnie inna, plaska i w dodatku krotsza trasa... u podnoza tej gorki... niepotrzebna wspinaczka i sporo zmarnowanego czasu... ale zjazd byl milutki ;-)

a to juz moj wybor... co prawda droga biegla tuz nad kanalem i falszywy ruch mogl zakonczyc sie w wodzie (zwlaszcza ze moje opony z tym ciezarem nie chcialy jechac po piachu i zwirze), ale za to super wrazenia kiedy tuz obok mnie przeplywaly potezne barki ;-)

dalo sie jechac tylko po tych jasniejszych sladach i niestety trudno sie bylo w nich utrzymac...

ten stateczek plynal akurat blizej srodka, ale kilka z nich mijalo sie na mojej wysokosci i wtedy byl niezly dreszczyk... fotki tego niestety nie oddaja...



tu zlamalem przepisy... byl wyrazny zakaz bo robia nowa droge, ale uznalem, ze mam dosc objazdow... napotkalem po drodze kilke ekip budowlanych ale zanim sie do mnie przyczepili, za kazdym razem podjezdzalem z usmiechem i pytaniem "do you speak English..?" chlopaki krecili glowami, ja robilem zawiedziona mine i jechalem dalej... nikt nie zworcil mi uwagi, ze tu nie mozna bo jest budowa ;-)


a to kolejny pomysl mojego Gipsika... na szczescie bylo dosc krotko ;-)

to juz piekny dojazd do berlina (z drugiej - wschodniej - strony bylo o wiele gorzej)

i piekna droga przez las... duuuzo kilometrow cudnej dojazdu do polskiej granicy


niemcy uprawiaja cos takiego:

dziwne zboże (bo chyba zboże) -
tu byl ortograf: zborzegodne polecenia miejsce - nocleg w Slonsku, 12-15 km od polskiej granicy

w polsce tez sa sciezki rowerowe:

i troche popekane ale spokojne drogi lokalne:

a to kilka kilometrow zajefajnej sciezki, jak sie okazalo bylo to tuz przed Spałą... wiadomo... osrodek sportowy to i sciezki sa ;-)


a to jest droga krajowa (sic!!!) do Radomia:


no i przekraczam Wisłę!


nałęczów witał mnie deszczem ;-)



No to tyle... wiecej update'ow nie bedzie...


































juz po...Posted by Tomek W. Wed, August 12, 2009 09:45PMhttp://www.bikely.com/maps/bike-path/London-Lublinto jesl link do mojej traski w serwisie bikely. slad gps ograniczony do ok. 6500 punktow (jakies 14% calosci) ale i tak jest w miare dokladny, wiec jesli ktos ma ochote rzucic okiem to polecam.
UWAGA! maja duze obciazenie i nienajlepsze serwery, wiec czasem trzeba poczekac, a czasem nawet kilka razy odswiezyc stronke zanim sie cos wyswietli ;-)
juz po...Posted by Tomek W. Fri, July 31, 2009 02:10PMJak juz wspomnialem, ogromnie cieszylem sie z faktu dojechania do polandii... to bylo cos... kurde... po prostu udalo sie zakonczyc najistotniejszy etap wyprawy ;-)
cieszylem sie tym bardziej, ze w Poznaniu czekal juz na mnie Tomek, w Lodzi Angie, w Naleczowie Andrew (choc jeszcze o tym nie wiedzial), w Lublinie Marcinek i Ewa, Ania Bee i jak sie pozniej okazalo nawet NASZ Kuba! Mialo zaczac sie troszke dziac...
troche bez sensu, ze relacja nie byla na biezaco, bo teraz to jakby odsmazanie kotleta, ale mimo wszystko ;-)
na swojej drodze spotkalem kilku niezlych twardzieli z rowerami, ale ten, ktorego spotkalem w poznaniu to byl twardziel nad twardziele ;-)

oczywiscie nie moglem z nim dlugo zabawic, bo juz czekal na mnie inny twardziel, wkrotce wybierajacy sie na kolejny podboj japonii!

oczywiscie jak prawdziwi harcerze nie moglismy sie zdecydowac na spozywanie alkoholu

dlugo dyskutowalismy ten problem

az w koncu podjelismy jedyna sluszna decyzje ;-)

WASZE ZDROWIE!!!
na szczescie nie posiedzielismy do ciemnej nocy ;-)

tak w ogole to obiecalem Tomkowi, ze Was wszystkich wycaluje od niego po powrocie do Londka, wiec albo juz zacznijcie sie bac albo modlcie sie zebym jednak nie wrocil ;-)
z Poznania jeszcze pozostalo mi wspomnienie smaku, poleconego mi przez Adasia M., zlotego lecha i to z butelki ;-)

jesli nawet to nie to o czym mowiles to i tak smakuje wybornie!
Po poznaniu byla lodz... przerazajacy byl wjazd do tego miasta... jeszcze 30-40 kilometrow przed lodzia wszytko bylo OK...

ale potem byla droga krajowa, a w pewnym momencie, gdzies w okolicach zgierza, zaczely sie tory tramwajowe i jednoczesnie skonczylo pobocze... mowie Wam... porazka... TIRy, ciezarowki, tramwaje... brrr... myslalem, ze gorzej byc nie moze...
Nastepnego dnia przekonalem sie, ze jednak moze... musialem tym razem z Lodzi wyjechac... jedna wielka dziura w jezdni... a raczej setki tysiecy dziur, z ktorych na pewno kilka tysiecy zaliczylem sam na swoim rowerku... polamane betonowe plyty pokruszony asfalt i tory... wszedzie tory... brrrr... trudnosc poruszania rowerem porownywalna z trudnoscia poruszania po remontowanym berlinie... Ale nie ma co plakac! O Lodz zahaczalem specjalnie zeby spotkac sie z Angie!

spokojne piwko w milym towarzystwie... szkoda, ze zerwala sie nawalnica, burza, deszcz, wiatr... ponoc nawet troche ludziskow zabilo tamtej nocy w okolicy Lodzi... posiedzielismy kilka godzin, a potem siusiu, paciorek i spac... bylo milo i co wazne w lodzi nie musialem sam szukac noclegu ;-)
czy ktos z Was jezdzil z dawnych czasach na wczasy z rodzicami? mieszkaliscie w takich duzych domach wczasowych..? mialem okazje przypomniec sobie jakie to byly wrazenia ;-) hotel "prząśniczka" w Arturowku! Bron Boze nie mam nic do zarzucenia temu miejscu (poza sniadaniem, ktore bylo bardziej oblesne niz te, ktore pamietam z lat 70., 80.), ale wspomnienia odzyly ;-)

po lodzi przyszedl czas na radom... obiecywalem sobie ze tutaj to juz internet musze po prostu miec! kiedy podjechalem pod jakis oblesny hotelik i siegnalem po telefon (nie chcialem w takiej okolicy zostawiac rowerka bez opieki), okazalo sie ze moja skrzyneczka na kierownicy jest pelna wody (pol litra gazowanej kropli beskidu) a w niej plywaja telefony portfel dokumenty papierosy itd itp... po prostu nie mialem sily szukac juz innego miejsca do spania... wzialem co bylo... strasznie mila obsluga, ale syf totalny... hotel zamieszkany przez cyganow i to tych spod ciemnej gwiazdy... kiedy rano sie pakowalem, pani z recepcji poszla pilnowac mojego roweru chociaz ja sam stalem od niego w odleglosci moze 15 metrow... potem jak juz sie prawie zebralem poprosila mnie zebym juz odjechal bo pojawil sie jakis koles szukajacy Adriana vel Ahmeda i sytuacja rozkrecala sie tak, ze za chwile mozna bylo oczekiwac, iz w ruch pojdza co najmniej noze... brrrr... oblesne typy....
Po lodzi byl Naleczow ale o tym pisalem na biezaco, a w Lublinie spotkalem sie z naszym Kuba!

poszlismy sobie, jak to w lublinie, do czeskiej knajpy

a imprezke zakonczylismy u szewca - Irish pub, a w menu glownie dania i napoje szkockie ;-)

chcielismy tez zahaczyc o "Browar" ale na zewnatrz nie bylo miejsc a w srodku nie chcielismy siedziec... a szkoda bo nastepnego dnia odwiedzilem te knajpke z Marcinkiem i okazalo sie, ze na dole jest calkiem ciekawie ;-)

normalnie prawdziwy browar i mozna sobie pic piwko patrzac na kadzie w ktorych sie ono warzy, dojrzewa itd itp... miodzio... a smakuje takie piweczko naprawde wybornie... taki nasz lokalny lubelski "ale" ;-)
No i w koncu spotkanie z Ania Bee... I niech mi ktos jeszcze powie, ze po rozwodzie wszystko sie konczy ;-)

jesli ktos ma jeszcze watpliwosci, to: Kochani! Przed Wami a friend of mine - my ex-wife!

tu nie ma fotomontazu... lata mijaja a my wciaz nie poklocilismy sie na smierc i zycie (choc bywalo juz blisko hi hi hi) ;-)
No dobra... to tyle na teraz i tyle w temacie spotkan... czas poszukac kogos z kim bedzie mozna gulnac kilka lykow piweczka ;-)
















juz po...Posted by Tomek W. Fri, July 31, 2009 12:20AM
co prawda tak chodzi tylko nocą, ale jednak ;-)

| Choose image for share content |
|---|
|