Wyprawa po...

Wyprawa po...

...

Mysle, ze nadzeszla pora bym spedzil troche czasu tylko ze soba... tyle nagromadzilo sie w mojej lepetynie przez ostatnie lata, ze nie jestem w stanie tego objac prowadzac normalne codzienne zycie... ani objac ani zrozumiec a juz na pewno nie jestem w stanie tego uporzadkowac... wkrotce zaczyna sie wiec wyprawa... wyprawa po przygode, wyprawa-ucieczka, wyprawa-lek... jakastam wyprawa, ktora moze skonczyc sie zanim sie dobrze rozpocznie i dokonczyc tym samym dziela zniszczenia... ale coz... badzmy dobrej mysli... moze jednak pomoze...

Let's think positively!


(London - Chatham - Dover---Calais - Dunkerque - Antwerpen - Eindhoven - Muenster - Hannover - Berlin - Kostrzyn n. Odrą - Poznań - Konin - Radom - Lublin)

No to chyba jutro polandia...

wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 19, 2009 12:36AM
zaczne moze od rzeczy o ktorych ciagle zapominam napisac...

poczawszy od francji a skonczywszy na niemczech bardzo czesto spotykam rozjechane jeze... nie ma dnia zebyl kilku nie widzial... bywaja tez inne zwierzaki, nawet widzialem rozjechanego (sic!) dzieciola... ale jeze to gina tu w ilosciach przemyslowych...

Lukasz! Pamietasz jak mowilem Ci, ze jazda bez jednego sprawnego hamulca to glupota idiotyzm itd itp..? ja tak jechalem przez angielskie "gory" a potem przez francje i kawalek belgi... do tego jeszcze na pekajacym kole... mowia ze tylko krowa nie zmienia pogladow ;-) ale ja tez nie zmienilem... uwazam to za glupote, a to co zrobilem, to szczyt hipokryzji i wstydze sie za to okrutnie...


jakos nie pamietam wiecej, wiec dopisze reszte jak juz sobie przypomne...

teraz czas na wczorajsze osiagi ;-) rekordziki hi hi hi...

po pierwsze berdzo chcialem zobaczyc jak przekreca mi sie okragle 1000 km... no i nie zobaczylem, bo liczniki w moim komputerku (poza odometer) zeruja sie po osiagnieciu 1000... dupa w krate...

Wczorajszy wynik dzienny (oczywiscie to nie pobije 250 km z belgii, ale tamto zajelo dzien noc i dzien, a to uczciwa jazda jednego dnia - tez bez spania hi hi hi)
kolejny wynik to predkosc max. na tym rowerze to naprawde robi wrazenie... kiedys jechalem ciut ponizej 60, ale to byl "pusty" rower a nie zastaw ciezarowy, tak jak teraz:
no i jeszcze jedno... 160 km ze srednia predkoscia jazdy jak ponizej (pamietajcie ze to zaledwie 26"):
tyle uzbieralem od poczatku (troche wyobrazni! przed ta liczba stoi jeszcze cyferka "1"):

a to magdeburg:

Po wczorajszym rekordzie, dzisiaj mialem wymyslona fajna traske ok. 134 km (nareszcie dobrze obczailem przerzucanie danych z google maps do GPSka). co prawda zastanawial mnie pewien fragment, ale uznalem, ze skoro google tak mowia to wiedza o co chodzi... trasa alternatywna byla o 10 km dluzsza wiec ja olalem... no i stalo sie:
jakis pieprzony niemiecki poligon!!! K... ich w d... p... mać!!!! niby nic... ale okazalo sie, ze zeby to objechac musze nadlozyc 35 km... porazka... wczoraj 160, a dzisiaj 170..? dzieki bogu moj mistrz objazdow (kochany GPS) znalazl po kilkunastu kilometrach opcje skrotowa... ufff... wyszlo nieco ponad 150... ponad 15 oszczedzilem... mozna powiedziec, ze przy 150 to dodatkowe 15 nie ma prawie znaczenia... ale nie od dzisiaj wiemy, ze PRAWIE robi wielka roznice!!!!

a takimi traskami sobie jechalem ;-) milutko choc bez sciezek rowerowych... szczerze mowiac to czesto olewam sciezki, zwlaszcza w miastach, bo jesli jade 30 km/h to sciezka zwykle nie jest bezpiecznie...

a tu (uwaga Silvinia!) male mazury tuz pod berlinem - poczdam:
te jeziorka naprawde sie ciagna i sa spore...


zawsze myslalem, ze poczdam to gdzies na wegrzech... no ale coz... skoro mogli mi przeniesc irak albo kalkute z afryki, to dlaczego mieliby odpuscic sobie przeniesienie poczdamu z wegier do niemiec... ;-)

a to juz dzisiejsze osiagi - dystans:

predkosc max. tez przyzwoita...biorac pod uwage forme psychiczna to srednia calkiem ok...
a tyle od poczatku wyprawy (pamietajcie o jedynce z przodu!):


tak w ogole to siada mi bark (tak sie chyba nazywa to miedzy szyja a ramieniem), reka sie nie pogarsza, ale tez nie polepsza, dzisiaj czesto mialem takie klujaco-piekace bole w lydkach i udach (czyzby urywaly mi sie miesnie?)... tak w ogole starosc nie radosc... to tu strzyka, to tam... zycie...

spadam spac bo znow blisko 2:30...

  • Comments(3)//wyprawa-po.piweczko.co.uk/#post54