It's coming...Posted by Tomek W. Tue, January 04, 2011 01:02AM...glosniej niz kiedykolwiek przedtem...
juz po...Posted by Tomek W. Thu, August 13, 2009 10:14PMGdyby ktos mial ochote sledzic moje rowerowe zabawy (jesli jeszcze jakies beda) to szukajcie uzytkownika "infotip" w serwisach bikebrother.com, bikely.com (lacza sie wlasnie z bikeradar.com), moze nawet na google maps bede zapodawal traski... zobaczymy...
Jedno jest pewne:
Blog wyprawa.po.piweczko.co.uk zostaje oficjalnie zamkniety!Tomek W.
juz po...Posted by Tomek W. Thu, August 13, 2009 10:08PMDziękuję wszystkim, ktorzy mnie wspierali przed, w trakcie, i juz po "wyprawie". Wszystkim, ktorzy wierzyli i tym, ktorzy nie wierzyli w powodzenie tego przedsiewziecia... Tym ktorzy oferowali mi pomoc... Tym ktorzy pomogli, gdy o pomoc prosilem...Skoro się już udało, to mogę wreszcie zadedykować tę wyprawę...
Dedykuję ją:przede wszystkim
Miaugosi, ktora dzielnie znosila moje przedwyprawowe fanaberie i starala sie (nawet bardziej niz ja) zrozumiec ten caly bajzel w mojej glowie a nawet znalezc na to lekarstwo, no i... byla niezastapiona w chwilach kiedy podczas wyprawy potrzebowalem zdalnej pomocy,
przede wszystkim
Zuziannie i
Nice (ostatecznie moze byc "Wera"), ktore biedne musialy dluuuugo znosic moja obecnosc w naszym wspolnym domu ;-) - mam nadzieje, ze kiedys zapomnicie jaki jestem upierdliwy,
przede wszystkim
Gońkom i tym juz
Pogonionym, którzy wraz ze mną żyli tą wyprawą, dodawali mi wiary w siebie przed, w trakcie, a nawet po, no i... też musieli mnie znosić przez ostatnie lata...
przede wszystkim moim
Rodzicom, ktorzy w skupieniu (i ze strachem) sledzili przebieg mojej wycieczki i nie pozwalali zapomniec, ze wiernie mi kibicuja ;-)
przede wszystkim
Winnetou - moj drugi wyprawowy pomocnik internetowy, dzieki przyjacielu

- i oczywiscie
Ewie, ktora wspierala, jak zwykle, rowniez Marcinka
przede wszystkim
Ani,
Ż.Ż.,
Koniowi,
Reksiowi,
Arkowi Si,
Jackowi i wszystkim ktorzy czynnie (niektórzy od początku) uczestniczyli w tworzeniu tego bloga ;-)
przede wszystkim tym
WSZYSTKIM, ktorzy byli "ze mna" w trakcie tej wyprawy...
no i oczywiście Śp.
Zbigniewowi Batko, który kiedyś popełnił "Z Powrotem"...
Dzięki Wam za wszystko...
Tomek W.
juz po...Posted by Tomek W. Thu, August 13, 2009 08:31PMTo juz ostatnia seria fotek... tak na szybko i bez specjalnego opisywania... ale mysle ze warto je jeszcze tu umiescic:
zgadnijcie czym rozni sie wies angielska od polskiej ;-) jakies inne domy, ulice, chodniki... a to naprawde byla taka wioska w srodku niczego... zadna droga krajowa przez nia nie przebiegala...
to ta niemiecka wioska, polskie mozecie ogladac czasami na zywo:



zaczynaja sie "gory" (pomiedzy muenster a hannoverem)

spanie w loehne... niemiecka wies w niemieckich gorach... ale powietrze ;-)


jeszcze raz gory:

i jeszcze raz (tym razem panoramka)

po lewej stronie to co mam jeszcze przed soba, a po prawej to co wlasnie przejechalem ;-) myslalem ze to juz koniec wzniesien...
i prawie mialem racje... gdyby nie Porta Westfalica i moj kochany GPS...

na ponizsza gore prawie sie wspialem... no moze do polowy... wtedy okazalo sie ze nie dosc iz trasa ktora chce mnie prowadzic Gipsik biegnie pod katem na oko 35-40 stopni, to jeszcze jest terenem prywatnym... innej drogi z gory nie ma, chyba ze mam ochote na kolejny ogromny objazd... pol godzinki grzebania i Gipsik dal sie zmusic do poprowadzenia mnie inna, plaska i w dodatku krotsza trasa... u podnoza tej gorki... niepotrzebna wspinaczka i sporo zmarnowanego czasu... ale zjazd byl milutki ;-)

a to juz moj wybor... co prawda droga biegla tuz nad kanalem i falszywy ruch mogl zakonczyc sie w wodzie (zwlaszcza ze moje opony z tym ciezarem nie chcialy jechac po piachu i zwirze), ale za to super wrazenia kiedy tuz obok mnie przeplywaly potezne barki ;-)

dalo sie jechac tylko po tych jasniejszych sladach i niestety trudno sie bylo w nich utrzymac...

ten stateczek plynal akurat blizej srodka, ale kilka z nich mijalo sie na mojej wysokosci i wtedy byl niezly dreszczyk... fotki tego niestety nie oddaja...



tu zlamalem przepisy... byl wyrazny zakaz bo robia nowa droge, ale uznalem, ze mam dosc objazdow... napotkalem po drodze kilke ekip budowlanych ale zanim sie do mnie przyczepili, za kazdym razem podjezdzalem z usmiechem i pytaniem "do you speak English..?" chlopaki krecili glowami, ja robilem zawiedziona mine i jechalem dalej... nikt nie zworcil mi uwagi, ze tu nie mozna bo jest budowa ;-)


a to kolejny pomysl mojego Gipsika... na szczescie bylo dosc krotko ;-)

to juz piekny dojazd do berlina (z drugiej - wschodniej - strony bylo o wiele gorzej)

i piekna droga przez las... duuuzo kilometrow cudnej dojazdu do polskiej granicy


niemcy uprawiaja cos takiego:

dziwne zboże (bo chyba zboże) -
tu byl ortograf: zborzegodne polecenia miejsce - nocleg w Slonsku, 12-15 km od polskiej granicy

w polsce tez sa sciezki rowerowe:

i troche popekane ale spokojne drogi lokalne:

a to kilka kilometrow zajefajnej sciezki, jak sie okazalo bylo to tuz przed Spałą... wiadomo... osrodek sportowy to i sciezki sa ;-)


a to jest droga krajowa (sic!!!) do Radomia:


no i przekraczam Wisłę!


nałęczów witał mnie deszczem ;-)



No to tyle... wiecej update'ow nie bedzie...


































juz po...Posted by Tomek W. Wed, August 12, 2009 09:45PMhttp://www.bikely.com/maps/bike-path/London-Lublinto jesl link do mojej traski w serwisie bikely. slad gps ograniczony do ok. 6500 punktow (jakies 14% calosci) ale i tak jest w miare dokladny, wiec jesli ktos ma ochote rzucic okiem to polecam.
UWAGA! maja duze obciazenie i nienajlepsze serwery, wiec czasem trzeba poczekac, a czasem nawet kilka razy odswiezyc stronke zanim sie cos wyswietli ;-)
juz po...Posted by Tomek W. Fri, July 31, 2009 02:10PMJak juz wspomnialem, ogromnie cieszylem sie z faktu dojechania do polandii... to bylo cos... kurde... po prostu udalo sie zakonczyc najistotniejszy etap wyprawy ;-)
cieszylem sie tym bardziej, ze w Poznaniu czekal juz na mnie Tomek, w Lodzi Angie, w Naleczowie Andrew (choc jeszcze o tym nie wiedzial), w Lublinie Marcinek i Ewa, Ania Bee i jak sie pozniej okazalo nawet NASZ Kuba! Mialo zaczac sie troszke dziac...
troche bez sensu, ze relacja nie byla na biezaco, bo teraz to jakby odsmazanie kotleta, ale mimo wszystko ;-)
na swojej drodze spotkalem kilku niezlych twardzieli z rowerami, ale ten, ktorego spotkalem w poznaniu to byl twardziel nad twardziele ;-)

oczywiscie nie moglem z nim dlugo zabawic, bo juz czekal na mnie inny twardziel, wkrotce wybierajacy sie na kolejny podboj japonii!

oczywiscie jak prawdziwi harcerze nie moglismy sie zdecydowac na spozywanie alkoholu

dlugo dyskutowalismy ten problem

az w koncu podjelismy jedyna sluszna decyzje ;-)

WASZE ZDROWIE!!!
na szczescie nie posiedzielismy do ciemnej nocy ;-)

tak w ogole to obiecalem Tomkowi, ze Was wszystkich wycaluje od niego po powrocie do Londka, wiec albo juz zacznijcie sie bac albo modlcie sie zebym jednak nie wrocil ;-)
z Poznania jeszcze pozostalo mi wspomnienie smaku, poleconego mi przez Adasia M., zlotego lecha i to z butelki ;-)

jesli nawet to nie to o czym mowiles to i tak smakuje wybornie!
Po poznaniu byla lodz... przerazajacy byl wjazd do tego miasta... jeszcze 30-40 kilometrow przed lodzia wszytko bylo OK...

ale potem byla droga krajowa, a w pewnym momencie, gdzies w okolicach zgierza, zaczely sie tory tramwajowe i jednoczesnie skonczylo pobocze... mowie Wam... porazka... TIRy, ciezarowki, tramwaje... brrr... myslalem, ze gorzej byc nie moze...
Nastepnego dnia przekonalem sie, ze jednak moze... musialem tym razem z Lodzi wyjechac... jedna wielka dziura w jezdni... a raczej setki tysiecy dziur, z ktorych na pewno kilka tysiecy zaliczylem sam na swoim rowerku... polamane betonowe plyty pokruszony asfalt i tory... wszedzie tory... brrrr... trudnosc poruszania rowerem porownywalna z trudnoscia poruszania po remontowanym berlinie... Ale nie ma co plakac! O Lodz zahaczalem specjalnie zeby spotkac sie z Angie!

spokojne piwko w milym towarzystwie... szkoda, ze zerwala sie nawalnica, burza, deszcz, wiatr... ponoc nawet troche ludziskow zabilo tamtej nocy w okolicy Lodzi... posiedzielismy kilka godzin, a potem siusiu, paciorek i spac... bylo milo i co wazne w lodzi nie musialem sam szukac noclegu ;-)
czy ktos z Was jezdzil z dawnych czasach na wczasy z rodzicami? mieszkaliscie w takich duzych domach wczasowych..? mialem okazje przypomniec sobie jakie to byly wrazenia ;-) hotel "prząśniczka" w Arturowku! Bron Boze nie mam nic do zarzucenia temu miejscu (poza sniadaniem, ktore bylo bardziej oblesne niz te, ktore pamietam z lat 70., 80.), ale wspomnienia odzyly ;-)

po lodzi przyszedl czas na radom... obiecywalem sobie ze tutaj to juz internet musze po prostu miec! kiedy podjechalem pod jakis oblesny hotelik i siegnalem po telefon (nie chcialem w takiej okolicy zostawiac rowerka bez opieki), okazalo sie ze moja skrzyneczka na kierownicy jest pelna wody (pol litra gazowanej kropli beskidu) a w niej plywaja telefony portfel dokumenty papierosy itd itp... po prostu nie mialem sily szukac juz innego miejsca do spania... wzialem co bylo... strasznie mila obsluga, ale syf totalny... hotel zamieszkany przez cyganow i to tych spod ciemnej gwiazdy... kiedy rano sie pakowalem, pani z recepcji poszla pilnowac mojego roweru chociaz ja sam stalem od niego w odleglosci moze 15 metrow... potem jak juz sie prawie zebralem poprosila mnie zebym juz odjechal bo pojawil sie jakis koles szukajacy Adriana vel Ahmeda i sytuacja rozkrecala sie tak, ze za chwile mozna bylo oczekiwac, iz w ruch pojdza co najmniej noze... brrrr... oblesne typy....
Po lodzi byl Naleczow ale o tym pisalem na biezaco, a w Lublinie spotkalem sie z naszym Kuba!

poszlismy sobie, jak to w lublinie, do czeskiej knajpy

a imprezke zakonczylismy u szewca - Irish pub, a w menu glownie dania i napoje szkockie ;-)

chcielismy tez zahaczyc o "Browar" ale na zewnatrz nie bylo miejsc a w srodku nie chcielismy siedziec... a szkoda bo nastepnego dnia odwiedzilem te knajpke z Marcinkiem i okazalo sie, ze na dole jest calkiem ciekawie ;-)

normalnie prawdziwy browar i mozna sobie pic piwko patrzac na kadzie w ktorych sie ono warzy, dojrzewa itd itp... miodzio... a smakuje takie piweczko naprawde wybornie... taki nasz lokalny lubelski "ale" ;-)
No i w koncu spotkanie z Ania Bee... I niech mi ktos jeszcze powie, ze po rozwodzie wszystko sie konczy ;-)

jesli ktos ma jeszcze watpliwosci, to: Kochani! Przed Wami a friend of mine - my ex-wife!

tu nie ma fotomontazu... lata mijaja a my wciaz nie poklocilismy sie na smierc i zycie (choc bywalo juz blisko hi hi hi) ;-)
No dobra... to tyle na teraz i tyle w temacie spotkan... czas poszukac kogos z kim bedzie mozna gulnac kilka lykow piweczka ;-)
















juz po...Posted by Tomek W. Fri, July 31, 2009 12:20AM
co prawda tak chodzi tylko nocą, ale jednak ;-)

wyprawaPosted by Tomek W. Wed, July 29, 2009 11:31AMPrzegladam zdjecia... nie tak prosto po kilkunastu dniach przypomniec sobie mysli, ktore wydawaly sie wtedy wazne... ale probuje ;-)
brakuje mi tego zmieniajacego sie krajobrazu...
szum wiatru w jednym uchu, w drugim Aida i
Spraw mój Boże jakiś mały cud... (ogromne dzięki za ten kawałek!!!)... miarowe ciche mruczenie wolnobiegu... dzwiek opon toczacych sie po asfalcie... ech... miodzio...
wkrotce wroce do tematu, bo teraz dzialam towarzysko ;-) lece pedze na...
PIWECZKO!!!
wyprawaPosted by Tomek W. Mon, July 27, 2009 04:49PMSzczerze mowiac to spodziewalem sie bardziej widocznych efektow... mam
narobione we lbie i niestety na to chyba moze pomoc tylko
reinkarnacja... mam duza radoche ze sie udalo, ciesze sie ze wsparcia
otaczajacych mnie ludzi... w sumie jest fajnie, ale sens sensu nadal
pozostaje nieodkryty... moze kiedys... teraz mysle o spelnieniu
marzenia i zlozeniu uklonu przed morzem... moze jakis sztormik nauczy
mnie doceniac to co jest i nie szukac czegos czego wcale nie ma... kto
wie... moze...
wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 26, 2009 06:01PMDzisiaj dojechalem do Lublina... 2030 km i dupa nie boli ;-) Spora radocha, bo sie udalo... pranie mozgu, ktorym miala byc ta wyprawa niestety nie bylo tak skuteczne jak oczekiwalem... ale coz... udalo sie i juz!!! W najblizszych dniach zbiore material i sprobuje odtworzyc to co mialem pisac na biezaco... niestety w Polandii internecik mialem po raz ostatni tuz po przekroczeniu granicy... przepraszam, ale nie chcialem sypiac juz w czterogwiazdkowych hotelach bo kasiorki musi mi starczyc jeszcze na 1,5 moze nawet 2,5 miesiaca... a moze i dluzej...
teraz mala fotorelacja z ostatnich momentow wyprawy...
"widok na morze" z okna ostatniego "hotelu" na mojej drodze... Radom:

tak wyglada noga kilkakrotnie spalona sloncem... troszke boli ;-)

"szukajcie a znajdziecie..." ;-)
ja na drodze Radom-Pulawy znalazlem prawdziwe Szczęście!!!
Niestety szybko (po ok. 3 min.) mnie opuscilo... a w zasadzie to ja opuscilem je... Dotarles chlopie do Szczęścia i tak po prostu pognales dalej... teraz juz wiec nie narzekaj... ;-)

Nałęczów... Nareszcie wsrod przyjaciol ;-)
(Niestety zdjecia mocno "ruszone")


Drugi 1000 km... kolejne przekrecenie licznika ;-)


W drodze trasa spacerowa juz na ostatnim odcinku - do Lublina - mialem prywatnego pilota! Lepszy od GPSa ;-)
Dzieki Andrzejku... z elektronika zapewne bym sie tam zgubil...

Takie rzeczy to tylko w ERZE!!! chcialem powiedziec "w Polsce" ;-)

Nareszcie!!!!!!!!

Moje rodzinne strony ;-)

Z przodu jest jeszcze (niewidoczna co prawda) dwojka... 2030 km... fajowo...

Pod moim blokiem ;-)

Troszke mi teraz lżej... jakieś 8-9 kilo wypedalowalem...

Zmeczony, ale... szczesliwy..?

A to kolejne osiagniecie ;-) mowilem, ze jeszcze musze dotrzec do Siedlec hi hi hi... jak sie okazalo wcale nie musialem zbaczac z trasy ;-)

Nz. "Siedlec" jak zywy... Ktos moglby powiedziec, ze mialy byc Siedlce, ale nastepnego dnia... co najmniej kilkadziesia km dalej...

znowu "Siedlec"... no i ktos niech powie, ze tyle Siedlecow nie czyni Siedlec ;-) hi hi hi... To takie moje durnowate "filozowanie"... prosze sie nie przejmowac... zmeczony leb po tej drodze...
W najblizszych dniach pouzupelniam dziury w blogu... szkoda... najlepiej byloby na biezaco... ale coz... zycie...
Buziaki!!!


















wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 26, 2009 04:18PMZrobiłem to!!!!!!!!!!
wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 26, 2009 11:15AMza chwilę Lublin ;-)
wyprawaPosted by Tomek W. Thu, July 23, 2009 10:57PMPrzedwczoraj Poznań, wczoraj Konin, dzisiaj Łódź ....
upgrade będzie jak dorwę się do internetu.
wyprawaPosted by Tomek W. Mon, July 20, 2009 11:50AMKilkaset metrow od granicy chcialem sie zatrzymac bo wjechalem na jakis drut, no i... znow mi sie pedal nie wypial... ;-) zmeczenie nieuwaga czy tez niewiadamo co... fakt faktem, ze tym razem zachowalem sie na tyle trzezwo ze nie pogorszylem stanu uszkodzonej reki ;-) walnalem bezpiecznie na trawniczek i nawet nie pod rower, bo kiedy poczulem, ze bede lezal, to po prostu od niego odskoczylem (z noga w pedale, ale mimo wszystko)
dzisiaj chcialem byc w poznaniu, ale rozsadek podpowiada, zeby teraz troche zluzowac... to 160 km (plus krecenie po miescie) wiec zrobie to sobie na dwa spacerowe etapy ;-)
to tyle na teraz... wieczorem moge byc bez interka, ale jak tylko sie dorwe, to uzupelnie piweczko ;-)
TW.
wyprawaPosted by Tomek W. Mon, July 20, 2009 12:08AMWojtuś!!! Przepraszam szczerze na nasmiewanie sie podczas naszej wycieczki pulawy-kazimierz-naleczow... nie mialem wtedy pojecia jak sie prowadzi zestaw, ktory wazy ponad 130 kg... teraz juz wiem... dobrze wiem... chyle czola i przepraszam za moj brak wyobrazni...
wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 19, 2009 11:30PMPo pierwsze jestem juz dostepny pod moim polskim numerem telefonu, wiec jakby co to... do not hesitate!
to byl ostatni nocleg poza Polska... Berlin...

wrrrr... berlin... pieprzone miasto pieprzonych remontow... wszedzie pozamykane ulice, wszedzie zakazy... 3,5 godziny krecilem sie zeby stamtad wyjechac i kolejna godzine zeby opuscic oscienne miasteczka i wydostac sie na normalna trase...
a takim skrotem poprowadzily mnie google maps, moj gipsio (tak go teraz nazywam) wcale nie chcial zrozumiec, ze bede probowal tedy przejechac... tym razem intuicja nie zawiodla... urwalem jakies 20 km, choc ponad pol godziny tluklem sie po unpaved road... ;-)

berlin tez ma lotnisko... ktozby przypuszczal ;-)
przez to lotnisko, a raczej jego rozbudowe albo modernizacje, musialem przenosic swoj 40 kilogramowy rower przez jakies pieprzone rury z gazem, czy tez innym gownem... ciezko bylo, ale gra byla warta swieczki... trasa alternatywna to kolejne 15 km nadwyzki...

po walce z berlinem nawet nie chcialo mi sie zlazic z roweru zeby zrobic jakies fotki... ta tutaj to 25 km od kostrzyna... piekna droga przez piekny las... moglbym caly czas tak jechac... poza kostka brukowa (nie prawdziwe kocie lby jakie pamietam z niektorych ulic z dziecinstwa, ale cos a'la kocie lby... pelno tego w niemczech i co dziwne w antwerpii to tez bylo jedno z moich najwiekszych zmartwien), wiec poza tym to najwiekszym problemem sa miasta gdzie trzeba sie krecic i te wkur... remonty drog... wiele razy natknalem sie na zamkniete ulice i kilkakrotnie nie znalazlem mozliwosci zlamania zakazu... a na rowerze 10 km objazdu to jest duzy problem... oczywiscie jesli dzienny przebieg ma zdecydowanie przekroczyc 100 km, bo jesli sie jedzie na wycieczke 20-30 km, to dorzucenie dyszki nie ma takiego znaczenia...

w oddali widac stara budke w ktorej koczowaly sluzby graniczne... a teraz..? KEINE GRENZEN!!!

blisko... coraz blizej...

jeszcze tylko jeden most...

odra (chyba)

no i wymarzona POLANDIA ! ! !



ta... to juz polska... teraz ciut zwolnie bo dzisiaj to juz czulem, ze mi sie nie chce... a to przeciez ma byc fajna zabawa a nie walka o czas czy inne pierdoly... zamierzam sie dobrze bawic do samego konca... wycieczki albo mojego ;-) bo w polsce jest nieco mniej bezpiecznie...
Should you find him dead in the ditch please do nothing... it was his choice...
;-)











wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 19, 2009 10:35PMPozdrowienia dla calego O.K.S.O. SPW!!!
wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 19, 2009 12:36AMzaczne moze od rzeczy o ktorych ciagle zapominam napisac...
poczawszy od francji a skonczywszy na niemczech bardzo czesto spotykam rozjechane jeze... nie ma dnia zebyl kilku nie widzial... bywaja tez inne zwierzaki, nawet widzialem rozjechanego (sic!) dzieciola... ale jeze to gina tu w ilosciach przemyslowych...
Lukasz! Pamietasz jak mowilem Ci, ze jazda bez jednego sprawnego hamulca to glupota idiotyzm itd itp..? ja tak jechalem przez angielskie "gory" a potem przez francje i kawalek belgi... do tego jeszcze na pekajacym kole... mowia ze tylko krowa nie zmienia pogladow ;-) ale ja tez nie zmienilem... uwazam to za glupote, a to co zrobilem, to szczyt hipokryzji i wstydze sie za to okrutnie...
jakos nie pamietam wiecej, wiec dopisze reszte jak juz sobie przypomne...
teraz czas na wczorajsze osiagi ;-) rekordziki hi hi hi...
po pierwsze berdzo chcialem zobaczyc jak przekreca mi sie okragle 1000 km...

no i nie zobaczylem, bo liczniki w moim komputerku (poza odometer) zeruja sie po osiagnieciu 1000... dupa w krate...

Wczorajszy wynik dzienny (oczywiscie to nie pobije 250 km z belgii, ale tamto zajelo dzien noc i dzien, a to uczciwa jazda jednego dnia - tez bez spania hi hi hi)

kolejny wynik to predkosc max. na tym rowerze to naprawde robi wrazenie... kiedys jechalem ciut ponizej 60, ale to byl "pusty" rower a nie zastaw ciezarowy, tak jak teraz:

no i jeszcze jedno... 160 km ze srednia predkoscia jazdy jak ponizej (pamietajcie ze to zaledwie 26"):

tyle uzbieralem od poczatku (troche wyobrazni! przed ta liczba stoi jeszcze cyferka "1"):

a to magdeburg:

Po wczorajszym rekordzie, dzisiaj mialem wymyslona fajna traske ok. 134 km (nareszcie dobrze obczailem przerzucanie danych z google maps do GPSka). co prawda zastanawial mnie pewien fragment, ale uznalem, ze skoro google tak mowia to wiedza o co chodzi... trasa alternatywna byla o 10 km dluzsza wiec ja olalem... no i stalo sie:


jakis pieprzony niemiecki poligon!!! K... ich w d... p... mać!!!! niby nic... ale okazalo sie, ze zeby to objechac musze nadlozyc 35 km... porazka... wczoraj 160, a dzisiaj 170..? dzieki bogu moj mistrz objazdow (kochany GPS) znalazl po kilkunastu kilometrach opcje skrotowa... ufff... wyszlo nieco ponad 150... ponad 15 oszczedzilem... mozna powiedziec, ze przy 150 to dodatkowe 15 nie ma prawie znaczenia... ale nie od dzisiaj wiemy, ze PRAWIE robi wielka roznice!!!!
a takimi traskami sobie jechalem ;-) milutko choc bez sciezek rowerowych... szczerze mowiac to czesto olewam sciezki, zwlaszcza w miastach, bo jesli jade 30 km/h to sciezka zwykle nie jest bezpiecznie...

a tu (uwaga Silvinia!) male mazury tuz pod berlinem - poczdam:


te jeziorka naprawde sie ciagna i sa spore...
zawsze myslalem, ze poczdam to gdzies na wegrzech... no ale coz... skoro mogli mi przeniesc irak albo kalkute z afryki, to dlaczego mieliby odpuscic sobie przeniesienie poczdamu z wegier do niemiec... ;-)


a to juz dzisiejsze osiagi - dystans:

predkosc max. tez przyzwoita...

biorac pod uwage forme psychiczna to srednia calkiem ok...

a tyle od poczatku wyprawy (pamietajcie o jedynce z przodu!):

tak w ogole to siada mi bark (tak sie chyba nazywa to miedzy szyja a ramieniem), reka sie nie pogarsza, ale tez nie polepsza, dzisiaj czesto mialem takie klujaco-piekace bole w lydkach i udach (czyzby urywaly mi sie miesnie?)... tak w ogole starosc nie radosc... to tu strzyka, to tam... zycie...
spadam spac bo znow blisko 2:30...


















wyprawaPosted by Tomek W. Sat, July 18, 2009 10:19PMAle wcale nie bylo latwo...
wyprawaPosted by Tomek W. Sat, July 18, 2009 01:11AMtego kola nie kupilem, bedac jeszcze w londku, bo szkoda mi bylo wydac az tyle kasy ;-)
http://www.wiggle.co.uk/p/cycle/7/MWheel_Shimano_Alivio~Mavic_XM317_Rear_Wheel/5300003658/
wyprawaPosted by Tomek W. Sat, July 18, 2009 12:14AM...ze dzisiaj przekrecilem 1000 km... I TO ZDECYDOWANIE!!!
wyprawaPosted by Tomek W. Fri, July 17, 2009 11:48PMDzisiaj zdobylem Magdeburg... jutro zamierzam Berlin ;-)
Niby nic, ale dzisiaj zaliczylem 160 km i jutro bedzie podobnie... mam nadzieje ze rusze o rozsadnej porze bo dzisiaj startowalem ok. 13... ciut za pozno... ale damy rade damy rade da!!! no i dalismy... znow spie w domku z modulow... zupelnie przypadkiem odkrylem ze sa tez w magdeburgu... no i znow siedze z kompem przy recepcji bo pokoj mam na 3. pietrze i sygnal tam ni hu hu nie dociera...

mowia ze holandia to kraj witrakow, a jakos nie za bardzo pamietam zebym ich wiele zobaczyl... za to w niemczech:
po jednej stronie drogi starszy brat

a po drugiej mlodsi bracia:


uwielbiam widok tych wiatrakow... serce rosnie kiedy widzisz ze ludzie potrafia myslec o naturze a nie tylko o wlasnej dupie... ja dzieci nie mam i (tfu tfu) mam nadzieje ze nie bede mial, ale ci ktorzy maja powinni pamietac ze dla ich wnukow moze juz nie byc miejsca na tej planecie... jedna wielka sterta smieci... ale my nie o tym...
wczoraj podjalem odwazna decyzje, zeby trzasnac w dwa dni ponad 300 km... chcialem jechac przez magdegurg bo wiedzialem ze jest tu kilka przyzwoitych youth hosteli, ale niestety dojechalem zbyt pozno... jak juz mowilem ruszylem ok. 13... spie wiec znow w "formule1" i gdyby nie ten internet to bym nie narzekal...
mam nadzieje ze jutro bede spal na parterze blisko recepcji i ze uda mi sie dzieki temu uzupelnic "piweczko" ;-)
na dzisiaj tyle, bo grubo po polnocy...




wyprawaPosted by Tomek W. Thu, July 16, 2009 10:06PMwrzuce fotki bo po wyjciu z kompem pod recepcje, internet zaczal dzialac... co za palanty... opisy beda szybkie i skrotowe, bo oczywiscie jak zwykle musze szukac trasy... moze pozniej je uzupelnie... ;-) postaram sie wrzucic wiekszosc, a wspomnienia z tych dni to juz pozniej...

i tu sciezka rowerowa, chociaz to srodek lasu....

i tu tez... choc miejsca malo, ale sciezka musi byc... ;-)
to belgia tak w ogole

to bylo pierwsze ostrzezenie... NIE JEDZ Z TAKIM KOLEM!!! ale ja wymyslilem ze do eindhoven to sobie dojade a potem to sie zobaczy...

mokro bylo...

oj... mokro...



a to skrzyzowanie w srodku lasu ktory byl w srodku niczego... ale przejscie dla rowerzystow musi byc i co wiecej nikt nie przejedzie jesli sie do niego zblizasz... londynie!!! chowaj sie przed belgia!!!

a tak skonczylem jazde... obrecz coraz berdziej pekala, ja coraz bardziej luzowalem hamulec... dzieki Bogu nie rozpialem go calkiem, bo jak kolo doszlo do tego wlasnie stanu to hamulec zaczal mocno napieprzac w opone (pocial ja zreszta) i dzieki temu (slychac bylo strasznie) nie doczekalem wystrzalu podczas jazdy... to spory plus calej sytuacji... a najwazniejsze ze moglem rowerek prowadzic, bo beze mnie na garbie jakos dawal rade ;-)

hotel Frontiera (czy jakos tak) postawiony na miejscu dawnych szlabanow

do Holandii niestety wszedlem... a mialem tam wjechac... choc to moze i lepiej ze wszedlem, a nie wjechalem Z HUKIEM opony...

tak sobie spalem, bo latwo znalezlem hotelik a raczej B&B... o babie wlascicielce to pewnie jeszcze napisze jak znajde czas... po prostu kurew nie z tej ziemi... ale odpuscilem... tym razem sam siebie musialem sprowadzic na ziemi bo nikogo rozsadnego obok nie bylo...




a to juz moje stare kolo... 10 lat mialo... troszke tysiecy za soba (choc nie za wiele) peknieta obrecz, pocieta opona... niestety... emerytura...


a to juz calkiem nowe kolko... opona touring plus (a co!) obrecz ponoc nie do zajechania... do tego nowa kaseta i nowy lancuch... ciut ponad 150 euro... jak sie doda piaste, ktora mi pewien dobry czlowiek wyprodukowal z niczego (za 30 euro), a ktora sie niestety rozsypala w drobny mak po tych 67 km w kierunku eindhoven zrobionych na pekajacej obreczy, no i jeszcze dodatkowy, awaryjny nocleg w Antwerpii za 45 euro to sie robi niezla sumka... 200 z duzym haczykiem...


to wynik na starym kole... dalej jade juz nan nowym...

a tu znowu sciezka

i tu tez... ;-)
sciezki rowerowe sa tu wszedzie...

a ludziska w ramach rozrywki pasa barany w srodku miasteczka ;-)



a tak te miasteczka wygladaja... strasznie zajebiste... po prostu miodzio... moje fotki nie oddaja tego klimatu... spokoj cisza i ech... miodzio...



juz zaczyna sie sciemniac a ja ciagle nie szukam spania...

a tu znikad przypaletal sie przyjaciel... ;-)

kombinowal strasznie jakby mi tu przebiec droge... a czrny byl jak noc...

myslal i myslal...

dla zmyly przjmowal nawet pozycje obronna ;-)

no ale na mnie czas... trzeba szukac taniego noclegu...

no i znalazlem tani... 90 euro - oferta specjalna ;-) no i ponad 12 za internet (bardzo mily pan w recepcji zalil mi sie, za klienci maja do niego pretensje, ze w takim hotelu pobiera dodatkowa oplate za internet... zapytalem go czy to jego hotel, zdziwiony odpowiedzial, ze nie, ze tu tylko pracuje... no to powiedzialem mu zeby sie nie przejmowal, bo to nie on ustalil te zasady i chyba zrobilo mu sie lepiej hi hi hi

pokoik niczego sobie...

lazienka tez znosna ;-)

pokoik do najtanszych nie nalezal, ale w koncu...

miejsce nie bylo najgorsze

moj rower nie pasowal do otoczenia, a najbardziej nie pasowala zablocona na plecach odblaskowa kurtka ;-)

w koncu 4 gwiazdki jakby ktos pytal ;-)

a to wynik tego dnia

i full wynik do tej pory...

kurde... zapomnialem skasowac licznik... jakies 600 metrow wyleci mi z wyniku kolejnego dnia... jak ja to przezyje!?!?!?
To juz tyle na dzisiaj, bo 1.15 a oczy na zapalki... dalej bede dodawal sukcesywnie, bo troche sie nazbieralo zaleglosci...












































wyprawaPosted by Tomek W. Thu, July 16, 2009 09:09PMCaly szczesliwy zapieprzalem do tego Hannoveru zaryzykowalem jazde "po znakach drogowych" i oszczedzilo mi to ok. 30 km... dotarlem do hoteliku (formule 1 - ten pierdolnik zrobiony z modulow) ok. 18.30... mam u nich oplacony internet i duzo godzin do zuzycia... a tu... lacze tak gowniane ze po prostu ja pierdykam!!! nie laduje mi sie google maps... nie moge opracowac trasy... nie moge wrzucic zdjec na "piweczko" lub "wyprawe" jak kto woli... wrrr... chyba ide spac... jutro rusze wkurwiony i "na żywioł"... wrrrrrrrr...
z rzeczy fajnych, juz tylko ciut ciut do pierwszego 1000 km. ;-)
wyprawaPosted by Tomek W. Tue, July 14, 2009 11:43PMjuz pisalem, ze po idiotycznej wywrotce z powodu zbyt mocno ustawionego pedala, mam problem z lapka... pedal ustawilem dobrze w minute wiec chyba nie musze mowic jaka to byla glupota (pomijajac kwestie kary)
sprawa sie nie skonczyla... jednego palca nadal nie czuje a jeden czasami dziala... pisze to poniewaz wlasnie odkrylem, ze nie tylko nie moge utrzymac ta reka butelki z piwem, ale tez nie moge operowac myszka... no to jestem zalatwiony...
wyprawaPosted by Tomek W. Tue, July 14, 2009 11:07PMpo pierwsze przepraszam za cisze... po prostu tyle sie tego gowna nazbieralo ze troche wysiadlem... kiedy juz moglem dorwac sie do interka to glownie nieudolnie poszukiwalem dalszej trasy... tak naprawde to juz wiem, ze to najwazniejsze co powinienem byl zrobic przed wyjazdem i to nie "na szybko" tylko porzadnie ze szczegolami". kolejna sprawa ktora olalem i zostalem za to ukarany to to tylne kolo...
otoz... w niedziele nie udalo mi sie dojechac do eindhoven, bo po 60 km pekla mi obrecz... dobrze, ze nie stalo sie to przy predkosci 40 km/h bo teraz pewnie bym leczyl rany w jakims holenderskim szpitalu... po jakichs 10 km wedrowki pieszej natkalem sie na sklep rowerowy - oczywiscie zamkniety - ale na drzwiach byl numer telefonu... wyblagalem wlasciciela zeby przyjechal i obejrzal moj rower i cos przy okazji z nim zrobil... bylem z siebie dumny... ale po jakichs 5 minutach koles oddzwonil i powiedzial ze nie moze, ze otwarte maja we wtorek i wtedy chetnie cos na to poradzi... jak sadze zona powiedziala mu ze zyje tylko praca, ze nie ma dla niej czasu i zeby zapomnial o jechaniu do firmy w niedziele po poludniu... no coz... troche ja rozumiem, ale ja naprawde bylem w potrzebie... koles powiedzial mi gdzie znajde blisko inny sklep otwarty (o dziwo) juz w poniedzialek i chwala mu za to...
to tyle na dzisiaj, bo wreszcie spie tak jak powinienem w youth hostelu, pisze na niemieckiej klawiaturze i trzymam oczy na zapalki, a jeszcze musze poszukac dalszej trasy...
fakt faktem ze wlasnie minal 8. dzien wyprawy, ja na liczniku mam ponad 750 km, wiec biorac pod uwage, ze dwa dni praktycznie nie jechalem, to calkiem niezly wynik ;-)
dzisiaj jestem w münster, jutro w kierunku hannover...
buziczki i prosze o wyrozumialosc
wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 12, 2009 08:03AMobejrzalem rowerek... to kolo wyglada strasznie... hamulec tylny i tak nie bedzie dzialal bo obrecz jest zdeformowana i gdy ustawie szczeki tak zeby nie blokowaly kola, to w tych wezszych miejscach skok dzwigni nie wystarcza zeby hamulec dotknal obreczy... porazka... ale to moja wina... trzeba bylo jednak wymienic kola przed wyprawa...
Najgorsze jest to ze hamulec nie jest najwiekszym problemem... przedni jest zupelnie ok i, troszke wspomagany ledwo zipiacym tylnym, radzi sobie niezle... najgorsze jest to kolo... mam nadzieje ze nie wystrzeli w powietrze przy 40 km/h... jesli tak sie stanie, to pewnie nie bedzie mi juz potrzeba zadnych ciezarowek ;-)
Nie powinienem jechac na takim rowerze...
Ale jade!
wyprawaPosted by Tomek W. Sun, July 12, 2009 07:54AMjak wiadomo spedzilem na szukaniu naprawiacza do piasty... udalo sie... troche...
wyprawaPosted by Tomek W. Sat, July 11, 2009 09:22PMPierwsze francuskie spanko. Taki domek z modulow... pokoje jak z tej samej formy itd itp... ale przespac sie dalo ;-)

W takich miejscach wydaje mi sie ze chce sie zyc... cudnie... po prostu cudnie...

w sumie daleko od morza, jakies francuskie zadupie, ale marine maja ;-)

Dzieki Ci "google maps" (szukalem trasy trasy pieszej), dzieki Ci "bikely" serwisie specjalnie dla ludzi rowerowych, i dzieki moj kochany GPSie... doczepie jeszcze 2 kolka i motorek i moge tedy jechac...

tak w ogole to we francji duzo razy natknalem sie na ten problem... glupie palanty!
a tak w Dunkierce oznaczaja trasy rowerowe... wydaje mi sie ze to jakos nie bardzo po francusku... (ten cien na dole to znany w swiecie voyeur'rzysta)

koniki ;-) szkoda ze pasa sie przy duzej drodze... jak w polandii...

taka srednia bylaby spoko... w dwie godziny przejechalem tyle co przez caly poprzedni dzien... no moze dnia ;-)
moj kochany GPS wiedzac ze nie bedzie mi sie chcialo zjezdzac ze szlaku wymyslil fortel ;-) nagle zglupial i zaczal mnie prowadzic w kolko... a jak juz uslyszalem morze, to nie moglem sie przeciaez oprzec... kochany GPS

YES!!! Kolejny etap...

a GPS swoje... znow narazil mnie na zboczenie ze szlaku

jak sie okazalo, dobrze zrobil, bo po drodze natknalem sie na sklep rowerowy i kupilem nowe okladziny do tylnego hamulca... ale sie z nich nie nacieszylem, bo niewiele dalej stracilem piaste...

wioska, czy nie wioska, ale sciezka rowerowa byc musi!

rowerzysta tez czlowiek, wszedzie dodatkowa rowerowa sygnalizacja

kolejne miasteczko a sciezka ciagnie sie dalej

i poza miasteczkami tez... tak naprawde to w calej belgi spotkalem moze kilka kilometrow drog bez sciezek rowerowych (oczywiscie nie ma ich na autostradach i bocznych wiejskich drogach)

taaa... wtedy myslalem, ze to moja zyciowka... zycie okazalo sie okrutne...

juz po polnocy a ja dalej jade...

prawie trzecia, a ja nadal... w tym miejscu gadalem sobie z wilkami... ciekawe czy tam byly...

o piatej zaczelo sie przejasniac... czyli nocke przezylem ;-)

przez cala noc nastukalem zaledwie 43 kilometry... strasznie topornie szlo... a smiesznie tez bylo w pewnym momencie ;-) ok. 5 rano klepalem sobie sms'a i sie troche zamyslilem... ocknalem sie bo sie mi nogi ugiely i zaczalem sie przewracac ;-) normalnie zasnalem na stojaco... jak kon!

a to rozwiazanie jesli droga jest za waska ;-) ta kostka nie sluzy rowerzystom, tylko samochodom, zeby mogly rowerzystow mijac i wyprzedzac ;-)

ta... tu byla kara... zatrzymalem sie na chwile i bylem pewien ze mi sie but wypnie leciutko... ale sie nie wypial... kiedy to sobie uswiadomilem, probowalem poderwac noge do gory... no i tak przez chwile ja go noga do gory a on mnie do dolu... kobieta ktora przejezdzala tuz obok wielkim traktorem az sie zatrzymala zeby zobaczyc te walke... niestety kiedy probowalem g przerzucic przez biodro, on z zaskoczenia przerzucil mnie przez rame ;-) gdyby nie, zakodowany gleboko w podswiadomosci, pad w bok, to pewnie bym sie zabil... tak myslalem na goraco... potem uswiadomilem sobie ze zdrowo przywalilem tez kaskiem... czyli glowa moglaby ucierpiec, a wieczorem, po odprawieniu czarow, spuchla mi lapa i przestalem czuc dwa palce... teraz juz tylko gora jednego, bo reszta funkcjonuje... prawie... no ale coz... kara musi byc...

tak chlopaki rozwiazuja parkowanie. pas ruchu, potem parking, a dopiero potem sciezka rowerowa. bezpieczniej ;-)

hi hi... mi sie podoba ;-)

nic wielkiego, kilka zadrapan, kawalek wyrwanego mieska ;-) na szczescie malutki kawalek ;-)

rekord zycia nie do pobicia... raz w zyciu tego doswiadczylem... jestem dumny ale wystarczy!

a tyle z calej podrozy...

zasluzony odpoczynek... znow "formule 1"...


































wyprawaPosted by Tomek W. Sat, July 11, 2009 09:11PM...ale chyba juz troche odkupilem swoje winy, bo powoli zaczyna sie ukladac. Nawet palce juz prawie wrocily do normy - tylko jeden jest jeszcze malo czuly ;-)
Zaczne moze od piasty. Ostatnie 130 km z "maratonu" przejechalem z rozwalona piasta. Jak sie okazalo, nie byla to drobna usterka:

powyzszy element nie sklada sie normalnie z dwoch czesci ;-)

pomyslalby kto!? czy ja wygladam na takiego, kto swoimi drobnymi nozkami jest w stanie ukrecic taki kawal stali..?
Dzis wczesnym popoludniem rozkrecilem kolo i dokonalem tego odkrycia... sobota, antwerpia, hujnia... po dlugich poszukiwaniach znalazlem duzy sklep A.S. Adventure, ktory mial na koncu zadupia swoj oddzial rowerowy... pojechalem tam i wyblagalem na kolanach czlowieka, ktory byl zawalony zaleglymi robotami, zeby sam przy pomocy pilki recznej wyprodukowal czesc, ktorej nie mial w magazynie, zeby cos dobral, podkrecil, przyszlifowal itd itp... wielki czlowiek.. ale co sie ublagalem to sie ublagalem (nie byl polakiem wiec bylo trudniej). Fakt faktem, ze zmiekl i w ciagu 20 minut zrobil element zastepczy. Dzieki mu Panie... Ale, ale... Jak wspomnialem przejechalem na tym ok. 130 km. Niestety konsekwencją jest uszkodzona obrecz kola. Musze gdzies po drodze zaopatrzyc sie w nowe, najlepiej cale, bo juz mam dosc problemow z tym 10-letnim... sluzylo wiernie, niewiernemu panu, ale juz czas na emeryture... jakies 100 euro znow wyleci z kieszonki... takie zycie...


wyprawaPosted by Tomek W. Sat, July 11, 2009 07:38PMMy blog : Tomasz Waleciuk
Added 11 juillet 2009 10:55
I experienced a problem with my blog hosted by one.com yesterday. When I tried to log to control pannel a few minutes ago, I received a message that it happened due to short maintenance operations. Could you kindly tell me when do you expect to finish your work and let me use my blog? Kind Regards, Tomasz WaleciukMy blog : Support - jh
Added 11 juillet 2009 14:06
Dear Customer: We deeply apologize for the issue you are having at the moment this is due to a storm that hit Denmark, our servers went down, but rest assured our technical department are now working on the situation and will hopefully be able to fix the issue within this day. We will keep you posted in our News section: http://www.one.com/en_US/news
Best Regards
SUPPORT
----------------------------------
One.com
Web-site: http://www.one.com
---------------------------------
wyprawaPosted by Tomek W. Fri, July 10, 2009 04:35PMPonad 255 kilometrow "ciagiem", tzn. bez spania w miedzyczasie ;-)
mam zapis sciezek GPS zeby nie bylo ze smignalem oddzielnie dwa razy po 128 km, a teraz sie chwale jak czyms wyjatkowym...
wyprawaPosted by Tomek W. Thu, July 09, 2009 09:29AMPoprzedniego posta uzupelnilem opisem fotek ;-)
a tu jeszcze malutki dodatek
w oczekiwaniu na prom - moj towarzysz sam

ja z moim towarzyszem ;-)

YEAH!!!!
Do Calais, wino i moulé,Tam dziewczyny i ciągły bal.
Teraz sztorm, no i wiatry złe -
Zatańczymy pośród groźnych fal.
Dzisiaj znów potargane żagle -
Bosman wściekły, bo trzeba szyć.
Kot Ci spadnie na plecy nagle,
Jakże długo tak można żyć?
A w Calais słodki zapach drzew
I tawerna mała gdzieś w porcie starym.
Tutaj ciągnie od zęzy wiew, a Ty
Brasuj reje i ciągaj fały!
Znów podwachta i nie ma spania,
Morze ryczy i wicher dmie.
Ciemność, chłód - i tak aż do rana,
Głupcem ten, kto nie boi się!



wyprawaPosted by Tomek W. Wed, July 08, 2009 11:23AM...uda mi sie klepnac cos zanim mnie wyrzuca ;-) w koncu bule 45 funtow + 5 za internet...
po pierwsze to pomaranczowe to overshoes. jak widac lewa noga miala czescie spotkania z asfaltem, a co za tym idzie wyglada nieco mniej atrakcyjnie... woda piach zwir itd itp zrobily swoje
niestety to samo dot. tylnego hamulca. okladziny starly sie prawie calkowicie po 90 km. znow woda piach i zwir a tu jeszcze doszla moja 10-letnia porzezbiona obrecz... kurde... niby takie super... deore xt... a stare toporne niefirmowe dzialaja nadal
kontuzje ;-)
nadgarstek ktory kiedys uszkodzilem i przez lata odnawial sie z kontuzja, daje o sobie znac... mam nadzieje ze nie zakoncze wyprawy z powodu nadgarstka ;-)
kark nawala ze hej, ale tu zapewne pomoglaby wyzsza albo nizsza kierownica... w koncu to nie jest rower wyprawowy ;-)
a wczoraj w nocy pol godziny walczylem z poteznym skurczem w udzie... byla pozna noc wiec nie wylem... ale bylem bliski...
overtrousers jak juz pisalem to swietna sprawa ale nie na caly dzien jazdy... dupsko odparzone do ran... na szczescie mam puder dla niemowlac... tlenek cynku pomaga ;-)
no i to chyba tyle...
ale mialem sniadanko... jak angielski krol... szkoda ze nie moge sobie pozwolic na cos takiego codziennie...
no to jedziemy dalej... dzisiaj moze z 60 kiloskow bo nie chce zalatwic sobie dupska... nie chce tez jutro byc juz w angli wiec dzisiaj poluje na prom (mam nadzieje)
cu soon
wyprawaPosted by Tomek W. Wed, July 08, 2009 01:51AMNa poczatek fotki z deszczu:


po drugie profil pionowy z dnia dzisiejszego w kolejnosci sa:
droga z domu do gonca, droga z gonca do miejsca gdzie chcialem spac, droga z miejsca gdzie chcialem spac do miejsca gdzie spie ;-)



po trzecie konsekwencja calodziennej jazdy w spodniach przeciwdeszczowych:
zamieszczam tylko link dla chetnych i uprzedzam ze odparzenie posladkow nie wyglada apetycznie (posladkow nie bedzie, wykadrowalem sama ranke, a raczej fragment jednej z dwoch)
TUTAJ LINKopisze to rano, bo zasypiam... a bedzie o gumowych spodniach, starych kontuzjach, skurczach, hamulcach itp. (jak nie zdaze do 11 rano to nie napisze bo wtedy musze opuscic pokoik)
pozdrowionka ;-)





wyprawaPosted by Tomek W. Tue, July 07, 2009 08:53AMLaptok do wora i... wio!!!
a next time, co prawda nie rowerkiem, ale...
...w okolice...

...Cape Horn

wyprawaPosted by Tomek W. Tue, July 07, 2009 07:39AMDzisiaj nie mam juz wymowki... Wprawdzie moglbym zwalic wine na pogode, ale smierdzialoby to wykretactwem ;-)
Z dobrych wiesci to padla mi bateria w la-ptoku... trzyma cale 7 minut ;-)
zajefajnie...

wczoraj mi sie cos powalilo kiedy pisalem, ze mam jechac przy 22 stopniach... 22 to mialem w domu... na dworze podobnie jak dzisiaj w okolicach 16...
niebo zachmurzylo sie tak, ze chyba wyciagne nawet overshoes'y... szkoda byloby, juz pierwszego dnia, utopic buty...
no to co... kompu kompu, amciu amciu, ostatnie poprawki i...
...za niespelna dwie godzinki RUSZAMY!!!

wyprawaPosted by Tomek W. Mon, July 06, 2009 11:36AM...start wyścigu ponownie został przesunięty!To chyba jedyna rozsądna decyzja jaką podjąłem w związku z tym wyjazdem ;-)
Ruszam jutro ok. 10, na spokojnie, po próbie z pełnym obciążeniem itd. itp.
Może nawet wgram na GPSa przynajmniej pierwszą część traski...
Trochę mi szkoda tego dnia, ale od samego początku powtarzałem, że "nic na siłę"...
wyprawaPosted by Tomek W. Mon, July 06, 2009 09:50AMprawie 10 a ja ciagle sie pakuje... Boze dopomoz!!! Za godzinke chce juz pedalowac!!! Jeszcze przeciez musze do goniuszka na kawke i gdziekolwiek, zeby kupic euro...
Wrrrrr... Zly jestem na siebie... trzeba bylo sie zmobilizowac kilka dni wczesniej... co najgorsze nie wrzucilem tras na GPSa i nawet nie dowiedzialem sie jak to zrobic... jade z opaska na oczach ;-)
No to wracam do pakowania...
P.S.
Przynajmniej juz nie pada
wyprawaPosted by Tomek W. Mon, July 06, 2009 07:11AM...a ja, z uwagi na te łzy, już pierwszego dnia będę miał okazję wypróbować swój ekwipunek przeciwdeszczowy... 22 stopnie to nie jest chyba temperatura na jazdę w opakowaniu, ale wygląda na to, że nie bardzo mam wyjście... trudno... słowo się rzekło - kobyłka u płota...
idę pakować graty...

jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, July 04, 2009 02:50AM...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, July 04, 2009 02:25AMEch... czy ja mógłbym powiedzieć, że Was nie kocham? (tylko bez trudnych pytań!)
Dzięki za kolejną imprezkę... dzięki za wspólne miesiące i lata...
No i dzięki za:

jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, July 04, 2009 01:11AMdodupna jakosc, ale Reksio sie domaga...
postaram sie nie zapomniec pstryknac fotki w dzien przy dobrym swietle ;-)

jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, July 04, 2009 01:09AM

jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, July 04, 2009 01:00AMLenny!!!
Tym razem naprawdę przegiąłeś pałę... Niby kumpel a... szkoda słów... Mną (jak to masz w zwyczaju) się nie przejmuj, ale dziewczyny naprawdę liczyły na to, że wpadniesz... Ciekawe jaką tym razem wymyślisz sciemę żeby usprawiedliwić swoją nieobecność na moim "pożegnaniu"... spróbuj się wysilić... może Ci wybaczę...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Thu, July 02, 2009 11:18PMWycieczka do Cardiff byla super. Wrazenia z GP duzo lepsze niz w tamtym roku ;-)
Niestety znow nie bylo zapachu spalin... jak bede w Lublinie to lece na mecz zuzlowy na nasz maly lokalny stadionik, gdzie emocje sa duzo wieksze niz na takim swiatowej klasy show...

jeszcze przedPosted by Tomek W. Thu, July 02, 2009 10:23PMdzisiaj przekrecilem wreszcie 1000 kiloskow ;-)

zadna rewelacja, bo zajelo mi to ponad dwa miesiace... teraz mam przejechac ok. 2000 w ciagu miesiaca ;-) mam nadzieje, ze uda sie w trzy tygodnie, ale to moze byc za duzo jak na moja forme albo raczej jej brak ;-)
wszyscy mnie pytaja czy przygotowalem sie fizycznie, a jedyne co moge na to powiedziec to "NIE"... poczekamy zobaczymy...
dzisiaj bylem ostatni dzien w pracy... i wesolo i smutno... wprawdzie uslyszalem od wlasciciela naszej gazetki, ze jak wroce do Londka to czeka z otwartymi rekami, ale ja to chyba nie do konca takiego powrotu oczekuje... szkoda kontaktu z Gonkami, ale przeciez i tak kiedys kazdy musi pojsc w swoja strone... nic nie trwa wiecznie...
jutro impreza pozegnalna!!! Moze bedziemy w komplecie! HUUUURRRAAAA!!!

jeszcze przedPosted by Tomek W. Fri, June 26, 2009 11:36PMInni faceci snia o nich w najgorszych koszmarach, a ja... po prostu je sobie kupilem! hi hi hi...
kurcze... z waznych rzeczy to jeszcze potrzebna mi dokladna mapa (atlas bylby zbyt ciezki) i... moze kilka lekkich ubranek... cala reszta juz jest ;-)
jeszcze przedPosted by Tomek W. Sun, June 21, 2009 09:42PMJuż od dawna miałem dość tej mętnej wody, która niosła mnie bezwolnego ku znanej mecie. Jeśli próbowałem co jakiś czas wyłączyć moją łódź z szalonej gonitwy, to nie dlatego, bym chciał odwlec kres podróży — pragnąłem po prostu zawrócić, raz jeszcze zanurzyć dłoń w chłodnym, rwącym nurcie, raz jeszcze nasycić wzrok soczystymi barwami, jakie nas otaczały na początku drogi, odnaleźć dźwięki, obrazy, zapachy, które cichły, blakły i wietrzały w mej niedoskonałej, choć widocznie trwalszej niż u innych pamięci. Chciałem na krótko przynajmniej znaleźć się tam, gdzie sny miały realność jawy, a jawa zwiewność snu, urok niespodzianki i moc olśnienia, gdzie zadziwiały, budziły zachwyt lub niepokój najprostsze rzeczy pod słońcem: kolorowy kamyk, przejrzystość wody, ogromne oczy sowy. Słowem — chciałem wrócić do źródła.
Dla większości moich towarzyszy podróży było to niezrozumiałe. Parli naprzód w zapamiętaniu, nie oglądając się za siebie, jednakowo obojętni wobec wszystkiego, co nie było "tu i teraz". Kto nie miał żagla, zastępował go prześcieradłem, chustą, strzępem szmaty. Wiosłowano deskami, łopatami lub po prostu gołymi rękami. Burty tłukły o siebie, zderzały się z trzaskiem, łodzie pękały i rozsypywały się w kawałki. Nie zatrzymując się, klecono naprędce ze szczątków prowizoryczne tratwy. Wyścig trwał.
Moja opieszałość budziła w tej sytuacji powszechne zdziwienie. Pociemniała ze starości krypa, zabłąkana wśród kolorowych jeszcze łódek tych, którzy płynęli za nami, stanowiła nieodmiennie przedmiot drwin i ironicznych komentarzy ze strony moich rówieśników. Mimo że zajęci własnymi sprawami, zawsze znajdowali czas, by przywołać mnie do porządku. Rad nierad wracałem na swoje miejsce, zachęcany okrzykami do zdwojenia wysiłków.
Pewnego dnia, gdy nienawistny zgiełk, tak różny od dawnego beztroskiego gwaru, osiągnął natężenie trudne do zniesienia, udało mi się niepostrzeżenie zbliżyć do brzegu. Przeciągnąłem dłonią po miękkiej trawie. W wyzwolonym moim dotknięciem zapachu ziół odezwało się nieoczekiwanie wyraźne echo minionego czasu. Podjąłem decyzję.
Najpierw wyrzuciłem na brzeg walizkę. W chwilę później, mijając pochyloną nad wodą wierzbę, uchwyciłem się mocno wiotkich gałązek. Łódź umknęła mi spod nóg, porwana impetem, z jakim tamci gnali przed siebie. Nikt niczego nie zauważył. Wyskoczyłem na brzeg i przypadłem twarzą do ziemi. Chłodna rosa ziębiła rozpalone policzki. Do ucha wlazł mi trzmiel i buczał swą prostą piosenkę.
Odczekałem chwilę, kichnąłem, wstałem, odszukałem walizkę i z przylepioną do czoła czterolistną koniczyną ruszyłem w drogę.
Zbigniew Batko "Z powrotem"
jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, June 20, 2009 03:17PMWyjazd przesuniety o prawie tydzien ;-) Ruszam 5-6 lipca...
Wczoraj byla imprezka, mozna powiedziec, ze niejako "goncowa"... Znow prawie komplet "Gonkow"... superowo... szkoda troche, ze jestem taki dretwy, bo mozna bylo nawet poskakac ;-) za to dokonalismy nowego odkrycia w temacie angielskiego slowotworstwa hi hi hi... ciekawe kto wymyslil "cocktail" i to w dodatku "hand-crafted"
jeszcze przedPosted by Tomek W. Sun, June 14, 2009 06:38PMCiągle się jeszcze wstydze (przed sobą) za to co odwaliłem w nocy z czwartku na piątek, ale to chyba było takie niezbedne przesilenie, które spowodowało otwarcie zaworu redukcyjnego... byl "maly" wybuch, ale cisnienie spadlo i teraz juz jest fajnie i oby bylo coraz lepiej

dzisiaj po raz pierwszy w zyciu zrozumialem znaczenie tego, co powtarzaja pasjonaci rowerowi... cudnie jedzie sie na rowerku slyszac tylko szum opon toczących sie po asfalcie!!! zadnego skrzypienia, dzwonienia itp., itd... cisza i precyzja... zajefajnie... i w dodatku sam to tak wreszcie wyregulowalem

naprawde wielki sukces!
mam nadzieje, ze zabawka sie juz teraz nie rozsypie... oczywiscie beda drobne korekty w miare uzytkowania, ale wiem jedno... pomijajac kilka "nieistotnych" (he he he) elementow, czyli kola, kasete widelec i stery, moj rower zaczyna przypominac rower a nie wrak

no i, co wazne, moja glowa zaczyna przypominac glowe a nie, jak ostatnio, tykajaca bombe zegarowa...
Let's think positively!
a przy okazji znam juz prawie dokladnie termin rozpoczecia "wyprawy"... w sobote, 27 czerwca, jestem w Cardiff na GP na żużlu, w nocy wracam i w niedzielę odpoczywam hi hi hi... w poniedzialek dopinam na ostani guzik, a we wtorek - max. w środę - wyruszam!!!!!!!
I obym nie pękł zbyt szybko
jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, June 13, 2009 04:48PMDzisiaj dzien sukcesow!
Po pierwsze wreszcie odwazylem sie zepsuc rowerek i zaryzykowalem wymiane linek do przerzutek - chyba odnioslem sukces, ale to okaze sie po dokladniejszych regulacjach.
Po drugie cudowna angielszczyzna (z moim wlasnym akcentem) zjebalem na czym swiat stoi wlascicielke domu, w ktorym ciagle mieszkam ;-)
Nie chodzi o to, ze jej nagadalem (zreszta po kilkunastu minutach przeprosilem ja za to, ze sie unioslem, a ona mnie, ze dala mi do tego powody). Chodzi o to, ze tak latwo mi przychodzilo mowienie po angielsku ;-) czyzbym musial wpadac we wscieklosc zeby sobie radzic z tym jezykiem? Jedno jest pewne... cos tam mam w tej glowie, tylko ciezko mi pozwolic temu czemus sie wydostac...
No to tyle, bo zaraz zaczne znowu pisac o tym co bez mojej woli sie z tej lepetyny wydostaje i znow beda smuty...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, June 13, 2009 01:58AMGdy rysujesz wody taflę,
moje serce masz pod gaflem...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Fri, June 12, 2009 01:07PMW nocy mialem jazde pt. "czas po sobie pozamiatac"... no to sobie pozamiatalem... jak idiota... z furia i przekonaniem, ze robie cos niesamowicie waznego i slusznego... a teraz nie da sie juz nacisnac UNDO... musze kupic sobie pasy i na te "dziwne" noce przywiazywac sie do lozka...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Wed, June 10, 2009 10:56PMZa trzy tygodnie powinienem juz pedalowac... moze nawet opuszczę juz wtedy Francję...
Najchętniej spaliłbym wszystko co teraz muszę spakować... coz... co nieco niepotrzebnych rzeczy uzbieralem przez to swoje zycie... tony archiwow z blisko 17 lat pracy, dwa pudla filmow, troche sprzetu, kabelki, gadzeciki, troszke pluszakow, swinke-skarbonke, zydka i sloneczko... (pluszakow, swinki-skarbonki, zydka i sloneczka to nie spale)
Dwa lata temu chcialem rzucic sie na wielka wode, podjac wyzwanie... uciec od wszystkiego co mialem i co osiagnalem (acz nic wielkiego nie osiagnalem hi hi hi)... chcialem sie sprawdzic, zaczac cos nowego w innym obcym swiecie... dwa lata minely a ja podobnie jak w poprzednim etapie zycia nie jestem ani z siebie dumny, ani szczesliwy... brak "tego czegos"... znow chcialbym rzucic wszystko i znow zaczac od nowa... starcza mi na zycie i zabawki... na wszystko czego potrzebuje... o domu i tak nigdy nie marzylem wiec nie placze ze tu stac mnie na niego mniej niz gdybym zapieprzal tak jak zapieprzalem i wciaz zyl w Polsce... niewiele robie a mam wystarczajaco duzo... ale brak tego... hmmm... spelnienia..?
Teraz zamiast dopinac "na ostatni guzik" moj plan wyjazdowy, to siedze wmawiajac sobie, ze odpoczywam, bo nie mam juz w domu dzieciakow... gapie sie w ten durny wielki monitor przaskakujac miedzy facebookiem i nasza-klasa i pracujac na miano najaktywniejszego i najbardziej upierdliwego komentatora wszystkich postow... no... moze nie wszystkich...
zastanawiam sie czy ta wycieczka mnie jeszcze bawi... zaczynam powoli ale wyraznie dostrzegac swoja glupote... nie chodzi o to ze jazda, ani ze tak dluga, ani ze samotna... to glupota, bo nie przygotowalem ani siebie fizycznie, ani sprzetu technicznie, nie sprawdzilem tez zadnych mozliwosci noclegow, nie kupilem jeszcze nawet glupiego spiwora, bo mi sie nie chcialo... itd itp
przynajmniej tyle dobrego, ze rzucilem juz prace, pozbawilem sie mozliwosci mieszkania tu gdzie mieszkam i niemal nie mam juz wyjscia... i dobrze... trzeba bedzie ruszyc i zobaczyc co z tego wyniknie... moze szybko skoncze wycieczke w bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z jakims wiekszym pojazdem... a moze dojade bez przygod... zobaczymy...
kiedy siadam na rowerek to jest jakos lepiej... muzyczka w jednym uchu, szum wiatru w drugim... i jazda.. i mysli... i nawet marzenia, piekne marzenia, ale jak to u mnie... poniewaz znam siebie, to nie chcialbym zeby sie kiedykolwiek spelnily... takie marzenie dla samego marzenia... ech... to moze tlumaczy moja postawe obronna, bo bronie ludzi przed soba a nie siebie przed ludzmi..? moze... ciekawostka ;-) musze to przemyslec... prawda jest taka, ze nie zamierzam i nie chce krzywdzic nikogo na kim mi zalezy, a nie od dzisiaj wiem, ze niestety potrafie... ciagle powtarzam, ze kazdemu kogo znalem moge spojrzec w oczy... tylko te oczy moga byc czasem pelne lez... i tego nie chce i nigdy nie chcialem... i nie chce juz nigdy i... ech... ale marzyc mozna... nikt mi nie zabroni marzen... zwlaszcza ze kiedy sie w nich zaglebiam, wydaje mi sie, ze nawet ja potrafie czuc sie szczesliwy i spelniony w zyciu... hmm... chyba znow zaczalem przeginac z tym "wyrzucaniem z siebie" ;-)
fakt faktem, ze nie udalo mi sie tu znalezc tego czego szukalem... za latwo poszlo... jak zwykle zreszta... ale znalazlem cos o czym nawet nie myslalem... poznalem wspanialych ludzi, z ktorymi jeszcze przez chwile bede dzielil "niedole"... niektorzy z nas juz odeszli niektorzy powoli odchodza a inni chca odejsc... ale ta smieszna firemka przyciaga ludzi wyjatkowych (oczywiscie trafialy sie tez "szuje") Wiem ze kazdy z nas ma inne plany na dalsze zycie, jedni chca robic kariere w anglii, inni chca jakos przezyc i to niewazne czy tutaj czy w polsce, sa tacy, ktorzy strasznie chca wracac bo wyspy to nie jest ich miejsce na ziemi

a inni nie wiedza czego tak naprawde oczekuja od zycia... tak czy tak dzieki ludziom, tym wlasnie ludziom, ostatnich dwoch lat zycia nie moge uznac za stracone... napisalbym moze nawet, ze kocham Was, ale nie daj Boze ktos moglby zadac pytanie "kogo najbardziej?"

hi hi... az mi sie mordka usmiechnela ;-) trzeba konczyc... znaczy nie "konczyc ze soba" ;-) poki co, czas konczyc tylko z klepaniem smutow... dobrze, ze nie potrafie pisac tak szybko jak mysle, bo wtedy dopiero byloby nudno...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Sat, June 06, 2009 01:26AM Powoli zastępuję kwestię "być albo nie być"
pytaniem... "po co być"?
carpe diem - kurde balans...
albo i nie...
Hmmm... W zasadzie to właśnie ta ucieczka od... w pewnym sensie od siebie... ma być lekarstwem na chorobę, której pewnie wcale nie ma...
Let's think positively!
W końcu przecież:
"twardym trza być nie mientkim"...
"mientkim"... brrrr... jak to okropnie wygląda w pisowni... taki babol, że aż chce go się poprawić... ale co tam... musi zostać w wersji oryginalnej ;-)
jeszcze przedPosted by Tomek W. Tue, June 02, 2009 12:00AMBrak mi jej niestety, by do Hilo wziąć kurs...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Thu, May 28, 2009 12:27AMCzy to objawienie?!? Czyżbym wreszcie zrozumiał na czym polega problem z biegami? Moze byc kilka przyczyn, ale chyba ta najbardziej kosztowna zostala wykluczona! JUUUPPI!!!
A tak poza klimatem rowerowym, to wczoraj znów widziałem anioła!!!
I to wcale nie dlatego, że przyłożyłem głową w przednią szybę jadącej z przeciwka ciężarówki... Po prostu widziałem i już!!!
Jejku... najprawdziwszy prześliczny aniołek... ech...
PRZEŚLICZNY!!!!!!!!!
jeszcze przedPosted by Tomek W. Thu, May 21, 2009 10:25PMDzisiaj ok. 3 w nocy wyjechalem potestowac nowa tylna przerzutke, ktorej nie moglem wyregulowac... dzialala nawet niezle... niestety podczas montazu zdejmowalem tylne kolo i musialem rozpiac hamulec... niewiele brakowalo i bardzo bolesnie bym zaplacil za to, ze przed testowaniem zapomnialem go z powrotem zapiac... udalo sie... ale niemal cudem

Rano, juz jadac do pracy, w pewnym momencie uzmyslowilem sobie, ze zapomnialem kasku, ale jakos nie chcialo mi sie juz po niego wracac... jakies 300-400 metrow od pracy, skrecajac w boczna uliczke, cudem uniknalem czolowki z czyms a'la peugeot partner... szary byl, a ja sie glupio zagapilem... moja wina... ale nastepnym razem na pewno zawroce po kask!
jeszcze przedPosted by Tomek W. Tue, May 19, 2009 12:07AM...TO NIE DOTYKAJ!!!Jesli zmienisz jeden element,
to bedziesz musial zmienic tez wszystkie pozostale!!!
~ To jest moja wersja na pewno istniejącego juz od dawna Prawa Murphy'ego
Ratunku!!! Portfel mi chudnie!!!!Jak to mowia madrzy ludzie:
Nie mozna miec wszystkiego...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Sun, May 17, 2009 11:12PMLondon - Dover Dover - Kostrzyn n. OdrąKostrzyn n. Odrą - LublinByleby kasiorki i chęci wystarczylo... bo czasu mam duuuuużo ;-)
jeszcze przedPosted by Tomek W. Fri, May 15, 2009 11:22PMW życiu bym nie pomyślał, że takie gówienko może tyle dawać... zupełnie inaczej się jeździ ;-) to tylko fizyka, ale z pewnych rzeczy czlowiek nie zdaje sobie sprawy dopóki nie spróbuje...
początki co prawda były troszkę niebezpieczne, bo prawie zaliczyłem glebę podczas pierwszej przymiarki jeszcze w livingu, ale na szczęście zanim złamałem nogę (w kostce) pedał sam się wypiął i skończyło się na odrobinie strachu ;-)
jutro trzeba potrenować!
Najważniejsze, że ubłagałem o zdjęcie ze mnie klątwy hi hi hi
jeszcze przedPosted by Tomek W. Thu, May 14, 2009 08:41PMjesli_sie_nie_boisz_to_kliknij... tu_jest_moje_wlasne_darcie_ryja...ale uprzedzam, że kiedyś mi płacili za to żebym nie śpiewał... stare dobre czasy... kupe szmalu zarobiłem strasząc kumpli gitarą... a teraz bida... nikt nie chce bulić za ciszę...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Wed, May 13, 2009 11:31PM...tak nie ma
jeszcze przedPosted by Tomek W. Tue, May 12, 2009 05:58PM"jeszcze namaluję obraz wspaniały
przed którym wszyscy z podziwem klękniecie
nikt się już wtedy nie zaśmieje
po plecach mnie nie poklepie
będę ogólnie szanowany
i każdy talent mój doceni
wy sobie sprawy nie zdajecie
ile znam jeszcze barw odcieni"
jeszcze przedPosted by Tomek W. Mon, May 11, 2009 10:11PMNiektore zakupy mozna zaliczyc do udanychMam superowe sakwy ;-) Zrobione z materialu, ktory nie powinien sie przetrzec, nawet jesli sakwe bedziesz ciagnac za soba po ziemi na sznurku i to calymi kilometrami... "Cordura" sie zwie ten wynalazek ;-)
Zawsze sa zle stronyNie moge zrozumiec jak mierzyli pojemnosc tych sakw... 46 litrow... do jednej udalo mi sie napchac 12 litrow piweczka w puszkach no i jeszcze moze daloby sie dolozyc ze dwie 2 litrowe butelki wody... w sumie 16 litrow na strone... czyli nawet zakladajac, ze dopinane kieszenie maja po 3 litry to brakuje 4 litrow na sakwe... wbrew pozorom to dosc duzo... pewnie po prostu nalewali tam wody, ktora wypelnila kazda szczeline i stad taki wynik... ale my nie o tym ;-)
Wymyslilem sobie test obciazeniowy ;-)Upakowalem ok. 24 kilo na bagazniku + 90 moich wlasnych kilogramow na siodelku... po 300 metrach i jednym garbie w jezdni uslyszalem tylko ssssssssss..... poszla detka... sadzac po uszkodzeniu, mogla peknac ze starosci (kupilem ja razem z rowerem w 1999 roku hi hi hi). Ale poniewaz nie mam nowych tasm zabezpieczajacych do obreczy, to nie bede jeszcze zakladal zadnej z nowych gumek... i tak czekam na pedaly i pare innych pierdol, wiec zapewne, zaplanowany na srode, testowy wyjazd do Dover bedzie musial poczekac...
jeszcze przedPosted by Tomek W. Mon, May 11, 2009 12:20AM...a budżet maleje i maleje
Choose image for share content |
---|
|